Dorota Łosiewicz Każdego dnia doświadczamy rzeczy niezwykłych. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to wszystko dzieje się w naszym życiu. O cudownych interwencjach w ludzkim życiu i najnowszej książce pt. „Życie jest cudem” Redaktor Naczelny Gazety Olszyńskiej Artur Grabowski rozmawia z Dorotą Łosiewicz – dziennikarką TVP, autorką książek, żoną i mamą czworga dzieci. Artur Grabowski – Życie jest cudem? Dorotą Łosiewicz – Co do tego nie mam wątpliwości. I to życie we wszystkich jego przejawach, także takie, które dzisiejszy świat uważa za niepełnowartościowe. O tym, ile szczęścia może dać wszystkim wokół takie życie, przekonują bohaterowie mojej książki „Życie jest cudem”. Okazuje się na przykład, że chore dziecko, którego się wszyscy bali, może być w rodzinie brakującym ogniwem. Cud życia zdecydowanie łatwiej jest docenić i zauważyć, gdy ma się własne dzieci. I gdy jedno z nich doświadcza cudu? – No właśnie. A czego uczą Cię Twoje dzieci? – Moje czwarte dziecko, Anielka urodziła się chora, miała skręt jelit i niedrożność przewodu pokarmowego. Konieczna była natychmiastowa operacja. Podczas zabiegu córka miała niewydolność oddechową i krążenia, później spędziła kilka dni w śpiączce. Gdy już się wybudziła, mieliśmy przed sobą perspektywę wielomiesięcznego życia ze stomią i częstych wizyt w szpitalu w celu płukania części jelita, która była za skrętem, tak, żeby może kiedyś możliwe było zespolenie. Trudno mi się było pogodzić z tą sytuacją. Właśnie wówczas skończyłam pisać książkę „Cuda nasze powszednie” i myślałam, że to dla mnie test wiary w sytuacji, gdy cud się nie zdarzy. Ale się zdarzył... – Nie mam wątpliwości, że doświadczyłam Bożej interwencji. Po pierwsze na początku z Anielką nie było za dobrze. Przyjaciele zorganizowali modlitwę, do której dołączało się mnóstwo ludzi. Im było ich więcej, tym lepszy był stan córki. Podczas pisania książki dostałam od jednej z bohaterek olej św. Charbela. Zapomniałam, że go mam. Pożyczałam ampułkę tym, którzy potrzebowali. U mnie wszyscy byli zdrowi. Gdy sobie przypomniałam o oleju, znajoma odwiozła mi go do szpitala i namaściliśmy córkę. Dzień później profesor zdecydował się na operację. Rana się nie goiła, wdała się infekcja, bo treść ze stomii ją zalewała. Trzeba było inaczej tę wyłonić. Po to miała być druga operacja. Jednak już na stole okazało się, że druga część jelita, która miała być miesiącami płukana, sama podjęła pracę. Profesor zdecydował o zespoleniu. Dziś dziecko jest zupełnie zdrowe. Dla mnie, to był nasz cud. Jednak było nim też to, że spotkaliśmy świetnych lekarzy. Osoba wierząca w wielu aspektach życia widzi Boga, a niewierząca zobaczy wyłącznie pracę lekarzy. Dlatego powstała książka „Życie jest cudem”? – Tak. Z wdzięczności. Nie ma dnia, żebym nie była wdzięczna za to, co mam. Po pierwsze za życie dzieci, za ich zdrowie. Zapach włosów, tupot stópek, śmiech i płacz smakują po tym przeżyciu inaczej, mocniej. Ja się naprawdę delektuję widokiem Anielki zajadającej parówkę z pomidorem. Wzruszam się w głupich momentach, najprostszymi rzeczami, bo mogłoby tych zwykłych momentów nie być. Chociaż oczywiście, z drugiej strony, jak każda mama denerwuję się, jak dzieci robią bałagan, niemożliwie zrzędzę, jak rzucają skarpetki obok kosza na brudy i jak nie zbierają klocków. Czy kiedykolwiek przypuszczałaś, że doświadczysz cudu? – 20 lat temu nie tylko nie przypuszczałam, że doświadczę cudu, ale nie sądziłam, że w ogóle przeżyję nawrócenie. Na szczęście dane mi doświadczyć jednego i drugiego, albo może raczej dzięki drugiemu mogłam doświadczyć pierwszego. To widać w Twoich książkach. – 20 lat temu też bym raczej nie uwierzyła, że będę pisała książki o Bogu. Ale taki był widać plan. Chociaż pierwsza nie była o Bogu. To był wywiad rzeka z Martą Kaczyńską pt. „Moi Rodzice”. Później pomyślałam, że potrzebuję znaku z nieba, żeby wziąć się za coś następnego. I znak dość szybko przyszedł. Byłam w szpitalu z podejrzeniem ciąży pozamacicznej. Po modlitwie wstawienniczej sprawy przybrały inny obrót. Wówczas postanowiłam pojeździć po Polsce i zebrać historie ludzi, którzy doświadczyli Bożej interwencji. A takich historii nie brakuje, trzeba tylko chcieć słuchać. I tak powstały „Cuda nasze powszednie”. Gdy je skończyłam, urodziła się Aniela, a dalszy ciąg tej historii przed chwilą opowiedziałam. Co jest dla Ciebie najważniejsze? – Długofalowo – zbawienie. A w życiu doczesnym oczywiście rodzina. Jeśli się nie ma bliskich ludzi wokół, nic nie cieszy. Po co komu sukces, pieniądze, sława, jeśli nie miałby tego z kim dzielić. Przecież miłość, to chyba jedyna „rzecz”, która się mnoży, gdy się nią dzieli. To tekst z memu. Ale całkiem niezły. 23 lutego br. odwiedzisz Olszynę, by także tutaj mówić o tym, że życie jest cudem. Co chciałabyś przekazać mieszkańcom naszego regionu? – To się pewnie okaże, jak do Was przyjadę. Takimi sprawami kieruje Duch Święty. Często, nawet jeśli mam jakiś plan na to, co powiem, to przeważnie on się zmienia w ostatniej chwili i mówię coś innego, niż chciałam. Często też po takim spotkaniu ktoś podchodzi do mnie i mówi: czułem (czułam), że mówi pani do mnie. Potrzebowałem takich słów. To wszystko dlatego, że Duch Święty posługuje się ludźmi, żeby przekazać coś innym. Oczywiście nie od razu wiedziałam, że tak jest, ale kiedyś przekonał mnie do tego ks. Bogusław Wolański. Zdradziłam mu kiedyś, że bardzo się denerwuję przed spotkaniami z czytelnikami i widzami, bo kontakt bezpośredni jest zupełnie czym innym, niż telewizja. Jak się mówi do kamery, to nie patrzy się widzom w oczy, a podczas takich spotkań owszem. I wtedy ksiądz Bogusław poradził, żeby przed każdym tego typu spotkaniem pomodlić się do Ducha Świętego i tak robię. I od tamtej pory zdaję się na Niego. Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiał: Artur D. Grabowski. Foto: Julita Szewczyk, źródło: Gazeta Olszyńska, Nr 2 (23) / 2018, s. 8-9. Zaproszenie na spotkanie autorskie z Dorotą Łosiewicz:
Wystąpienie Doroty Łosiewicz na konferencji "Młodzi dla Polski - Polska dla Młodych", zorganizowanej przez stowarzyszenie Młodzi dla Polski 25 maja 2013 r. w„Mama na obcasach” to cykl wywiadów z kobietami, dla których zarówno realizacja zawodowa, jak i posiadanie dzieci są najważniejszymi celami w życiu. Wybrane bohaterki, w rozmowie z Magdaleną Szefernaker, opowiedzą o tym jak na co dzień skutecznie łączą te dwa niezwykle wymagające obszary życia. Zmierzą się także ze stereotypowym przekonaniem, że kobieta musi wybrać czy robi karierę zawodową, czy chce mieć rodzinę i zająć się dziećmi. Pokażą, że macierzyństwo to nie przeszkoda, ale często wręcz przeciwnie – początek kariery zawodowej. Poniedziałkowym gościem poranka „Siódma 9” była Dorota Łosiewicz – mama czwórki dzieci: 15-letniej Mai, 12-letniego Janka, 10-letniej Hani i 5-letniej Anielki, dziennikarka telewizyjna i prasowa, autorka książek. Prowadzi programy publicystyczne w TVP INFO – „W tyle wizji” i „Kwadrans Polityczny”. (MSz): Doroto, które z tych określeń najbardziej pasuje do Ciebie – mama, dziennikarka czy pisarka? (DŁ): Wszystkie pasują, ale moje codzienne działania determinuje głównie ta pierwsza funkcja, czyli funkcja mamy, dlatego że wszystkie moje życiowe decyzje, które podejmowałam, decyzje o tym, co będę robić, które propozycje wybiorę, a które odrzucę, zawsze były podejmowane z myślą o rodzinie i o dzieciach. Wiedziałam, że muszę zaoszczędzić jak najwięcej czasu, więc wygodniej było mi na przykład być pisarką i pisać książki, jak również być publicystką i komentować rzeczywistość, niż być dyrektorem, prezesem czy przyjąć jakąkolwiek inne funkcje, które pojawiały się przez lata. To znaczy, że Twoja praca zawodowa pomaga Ci w wypełnianiu funkcji mamy? Staram się, żeby mi nie przeszkadzała, w tym sensie, żeby wszystko można było jakoś połączyć. Praca zawodowa jest oczywiście dla mnie ważna, chociażby po to, żebym mogła się realizować jako kobieta, ale funkcja mamy też jest bardzo ważna, ba nawet kluczowa i najważniejsza. Zdarzało mi się w przeszłości, jak miałam mniej dzieci, pełnić takie funkcje, które sprawiały, że na dom było dużo mniej czasu, a nawet były takie momenty, że nie było go w ogóle. I to nie była dobra sytuacja. Zawsze dążyłam do takich warunków, żeby znaleźć balans między pracą i zadowoleniem, a domem i dziećmi. W tym wszystkim o czym mówisz, w tych zabieganych czasach, zdecydować się na czwórkę dzieci może się wydawać lekkim szaleństwem. To jest lekkie szaleństwo, ale to jest też dużo szczęścia, morze miłości i w ogóle nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie być mamą tej czwórki dzieci. To jest tak z każdym kolejnym dzieckiem, ktoś mi to kiedyś powiedział i utkwiło mi to w pamięci, że to jest jak gra komputerowa – z każdym dzieckiem wchodzi się na wyższy etap i pewne rzeczy trzeba robić szybciej, lepiej, sprawniej i człowiek się do tego etapu dostosowuje. No i faktycznie tak jest – pewne takie zorganizowanie rzeczywistości, zaplanowanie różnych rzeczy sprawia, że udaje się pewne etapy pokonywać. A co więcej starsze dzieci pomagają przy tych młodszych dzieciakach, w związku z czym te młodsze można zostawić ze starszym rodzeństwem i są nawet takie momenty, że wydaje mi się, że dużo trudniej było jak miałam tylko jedno dziecko, bo trzeba było całą swoją uwagę poświęcić tylko jednemu, niż jak jest czwórka. Niesamowite jest to jak oni się bawią, jakie są miedzy nimi różne relacje, interakcje, jak robią różne rzeczy razem, a mi nawet czasem udaje się usiąść z książką i wtedy sobie myślę – o rany, jak to się w ogóle stało? Niesamowicie zorganizowana jest ta Twoja, ta Wasza gra komputerowa. Okazuje się, że nie tylko masz czas żeby czytać książki, ale znajdujesz jeszcze chwile, żeby pisać te książki. Teraz jest na to mniej czasu, choć ostatnio udało mi się napisać rozdział do książki „Śmierć warta zachodu”, która akurat weszła na rynek i której jestem jedną ze współautorek. Próbuję też napisać coś dla dzieci, ale póki co to jest takie moje marzenie, że kiedyś będę siedziała i pisała książki dla dzieci i może uda mi się w przyszłości to zrealizować. Cieszę się, że tutaj padły słowa „Wasza” logistyka i „Wasza” rodzina, i trzeba te słowa jasno powiedzieć, że tutaj jesteśmy w tym wszystkim razem z moim mężem, i przy całej logistyce, przy realizowaniu planu dnia nie jestem sama, bo ja przecież sama tego wszystkiego nie ogarniam, chyba nawet nie dałabym rady, a gdyby tak było to zapewne byłoby mi bardzo trudno. Czyli to jest ten Twój sposób, ta Wasza recepta na to, żeby ten balans między pracą a domem został zachowany? Ja zawsze bardzo się irytuję w sytuacji, gdy ktoś mnie pyta czy mąż mi pomaga w tym wszystkim? Mąż mi nie pomaga, bo my razem tworzymy rodzinę i mój mąż doskonale wie jakie zadania są w naszej rodzinie do wykonania i ja też to wiem. Dzielimy się razem tymi zadaniami i tu nie jest tak, że ktoś komuś pomaga, czasem może to nawet ja pomagam mężowi, a nie on mi. Jesteśmy po prostu razem odpowiedzialni za tę rodzinę. Mój mąż doskonale sobie radzi, wie które ubrania są których dzieci, co kto lubi jeść, a czego nie lubi. Jak mam na przykład poranek w pracy to on zostaje sam z ubraniem dzieci i doskonale odnajduje się w tej sytuacji – nie szuka, nie biega po szafach i nie pyta dzieci co jest czyje? Wielki szacunek dla Twojego męża. Niewątpliwie należy się. Masz jakieś grzechy macierzyństwa – coś co nie wychodzi Ci tak jakbyś chciała i jest jeszcze do poprawy? Zapewne takim moim grzechem macierzyństwa jest odżywianie. Czasem, żeby zaoszczędzić czas, o którym mówiłyśmy i którego czasami jest po prostu mało, pozwalam dzieciom na takie grzeszki kulinarne jak chociażby zamówienie pizzy albo wyjście gdzieś na jedzenie. Nie jestem też tak bardzo restrykcyjna jeżeli chodzi o cukier, raz w tygodniu pozwalam im też zjeść chipsy, co pewnie spotka się z krytyką niektórych mam. Wydaje mi się jednak, że gdybyśmy tak wprowadzili same zakazy i powiedzieli, że niczego nam nie wolno to te dzieci w którymś momencie poza domem i tak sięgnęłyby po to czego im nie wolno. Może czasem lepiej im pozwolić w niedużej ilości coś chapsnąć w domu, niż gdyby miały się obżerać gdzie indziej. A poza tym cały proces wychowania to jest bardzo trudna sprawa i nie wiem kiedy skończy się sukcesem? Chyba za sukces trzeba będzie uznać jak na starość będzie mi kto miał podać szklankę wody. Czy miałaś takie sytuacje, że musiałaś zrezygnować z czegoś w pracy na rzecz macierzyństwa? Tak jak już powiedziałam na początku rezygnowałam z różnych ciekawych propozycji zawodowych, które się pojawiały, ale ani razu tego nie żałowałam. Zawsze wybierałam te możliwości, które pozwalały mi łączyć macierzyństwo z pracą. Na przykład w moim przypadku można pisać z domu, można to robić również wieczorem, jak już dzieci się położą. Co więcej czasem idę na program poranny, czasem na program wieczorny, ale wtedy starczy też czasu na odebranie dzieci ze szkoły, na ugotowanie obiadu i jest też czas na to, żeby choć czasami być w domu jak dzieci przychodzą. Przy takiej pracy – nazwijmy to wolnym zawodem, choć wolny zawód zazwyczaj oznacza, że jesteś cały czas w pracy – możesz pewne elementy dnia tak sobie poukładać, że na wszystko gdzieś tam starczy czasu. W każdym razie żadnych wyborów, ani żadnych decyzji nigdy nie żałowałam, choć wszystkie, a na pewne większość z nich były podporządkowane dobru dzieci i dobru rodziny. Zdradź nam swoją receptę – jak Ty organizujesz to wszystko, żeby pogodzić pracę z zajęciem się domem i dziećmi? Pierwsza sprawa to jest na pewno to, że jesteśmy w tym razem – czyli ja i mąż, a już na pewno nie jestem w tym sama. Po drugie staram się być dobrze zorganizowana i szybko pracować – to znaczy jak muszę napisać tekst i wiem, że mam na to dwie godziny to siadam i piszę ten tekst przez dwie godziny, i w tym czasie nie chodzę, nie wychodzę na papieroska, nie piję kawy, nie dyskutuję, tylko po prostu siadam i pracuję. My matki jesteśmy bardzo dobrze zorganizowane. Moim zdaniem w ogóle matki są świetnymi pracownikami, dlatego że pracują bardzo efektywnie i bardzo wydajnie. To już prędzej panowie czasem sobie pochodzą, podyskutują albo się pozastanawiają, a kiedy my musimy coś zrobić i mamy na to przeznaczony czas to wykorzystujemy go maksymalnie i jak najbardziej efektywnie, żeby potem móc maksymalnie i efektywnie wykorzystać czas z dzieciakami. Dlatego też na przykład nie można za bardzo znaleźć Ciebie w mediach społecznościowych? Trochę się to też przekłada się na moją aktywność w mediach społecznościowych – nie ma mnie na Twitterze, nie ma mnie na Instagramie, ponieważ uważam, że to są pożeracze czasu. To są oczywiście również narzędzia pracy dziennikarskiej, ale można przecież śledzić Twitter nie będąc tam. Dzięki temu, że nie ma mnie na tych kanałach społecznościowych zaoszczędzam dużo czasu, a i tak Facebook jest wystarczająco dużym pożeraczem czasu. I to jest właśnie jeden z tych powodów, dla którego nie ma mnie na Twitterze. Po prostu szkoda mi tego czasu, który bym tam traciła. Poza tym jest tam też dużo hejtu, dużo utarczek słownych, dużo takiej bijatyki i ja nie chcę zaczynać dnia od tego, żeby się na przykład z kimś pokłócić. Wolę chociażby zacząć dzień od przytulasa z Anielką, która włazi do łóżka i się przytula. To jest zdecydowanie przyjemniejsze. Dziękuję bardzo za rozmowę. Informacje o ŻYCIE JEST CUDEM, DOROTA ŁOSIEWICZ - 8506613831 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2019-09-23 - cena 18,39 zł
Opublikowano: 2016-03-23 16:20:56+01:00 · aktualizacja: 2016-03-23 16:30:16+01:00 Dział: Społeczeństwo Społeczeństwo opublikowano: 2016-03-23 16:20:56+01:00 aktualizacja: 2016-03-23 16:30:16+01:00 Gołąb Tulipany Narodowego Dnia Życia to wyjątkowa nagroda honorująca artystów, dziennikarzy, organizacje prospołeczne i samorządy lokalne za promowanie wartości rodzinnych. Nagroda przyznawana jest od 7 lat z okazji Narodowego Dnia Życia, który przypada 24 marca. Święto zostało uchwalone przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w 2004 roku. Celem konkursu jest dowartościowanie i promocja tych przejawów aktywności społecznej, które przyczyniają się do budowania silnych więzi rodzinnych, wzmacniają rolę rodziny i budują jej pozytywny wizerunek coraz częściej ostatnio podważany. NAGRODY PRZYZNAWANE SĄ W CZTERECH KATEGORIACH: Dziennikarz, Dzieło Kultury, Inicjatywa społeczna i samorząd. Bardzo cieszymy się, że w tym roku doceniona została wieloletnia praca publicystki portalu i tygodnika wSieci - Doroty Łosiewicz. Od lat pisze ona o wartościach rodzinnych, edukacji dzieci i wartości jaką dla społeczeństwa są rodziny wielodzietne. Opisuje matki, które po urodzeniu dzieci godzą pracę z wychowywaniem dzieci, a jeśli to konieczne rezygnują z niej i nie uważają tego za życiową porażkę. Dorota Łosiewicz w swoich tekstach podkreśla także, pomijaną często wartość ojcostwa i pokazuje małżeństwa, które po przebytych kryzysach są razem szczęśliwe, nie poddają się i uważają trwałość małżeństwa za wartość nie do przecenienia. Dzień Życia Przyznając nagrodę Dorocie Łosiewicz kapituła nagrody Tulipany Narodowego Dnia Życia podkreśliła: Często słyszy się, że realizacja zawodowej pasji oznacza dla kobiety rezygnację z życia rodzinnego. Nasza tegoroczna laureatka jest żywym dowodem na fałsz takiej tezy. Szczęśliwa jako żona i matka, nie waha się mówić o tym publicznie. Dzieli się swoim doświadczeniem, zachęcając innych do obrania podobnej drogi. Tematykę tę podejmuje również w życiu zawodowym, a od lat poświęca się dziennikarstwu: niegdyś jako reporter TVP czy publicystka dziennika Fakt; dziś – redaktor naczelna i dziennikarka tygodnika wSieci. Tulipana Narodowego Dnia Życia w kategorii Dziennikarz przyznajemy – Dorocie Łosiewicz. Gratulujemy! Gołąb W 2012 roku dziennikarka Marzena Nykiel również nagrodzona została Tulipanem Narodowego Dnia Życia za promowanie wartości rodzinnych Nagrodę otrzymali także: Akademia Familijna Każdy z nas – jako rodzic – jest najlepszym wychowawcą dla swoich dzieci. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy w tym względzie doskonali. Temu właśnie zadaniu: wprawianiu się w byciu coraz lepszym wychowawcą i przekazywaniu tej wiedzy innym poświęcili się założyciele Stowarzyszenia Akademia Familijna. Od 2004 roku w kursach organizowanych przez Stowarzyszenie udział wzięły tysiące małżonków. Tulipana w kategorii Inicjatywa społeczna wręczamy za konsekwentną, planową i systematyczną pracę na rzecz rozwoju i umocnienia więzi w polskich rodzinach. Zapraszamy pana Janusza Wardaka. Samorząd Przyjazny Rodzinie Nysa Na pierwszy plan samorządowych działań w obszarze polityki prorodzinnej zdecydowanie wybiła się Karta Dużej Rodziny. Przykłady z zagranicy pokazują jednak, że kraje, które odniosły sukces wprowadzały odważniejsze rozwiązania. Niezwykle cieszy, że i w Polsce doczekaliśmy takich inicjatyw. Pionierem jest miasto Nysa, które uruchomiło program bonu wychowawczego przysługujący każdemu małżeństwu, z przynajmniej dwójką dzieci. W kontekście dotychczasowego sposobu myślenia o polityce prorodzinnej, polegającego na tworzeniu systemu przywilejów dla osób znajdujących się w trudnych okolicznościach życiowych, dużym walorem programu jest dostrzeżenie kluczowej roli rodziny opartej na małżeństwie i uczynienie z niej podstawowego beneficjenta. Zapraszamy burmistrza miasta Nysa, pana Kordiana Kolbiarza. Dzieło kultury - Ks. Robert Skrzypczak „Wiara i seks. Jan Paweł II o małżeństwie i rodzinie”. Żyjemy w czasach wielości, często skierowanych w zupełnie różne strony, drogowskazów życiowych. Tym cenniejsze wydają się wszystkie próby okiełznania tego normatywnego chaosu. Z pewnością jest taką – i to udaną – książka księdza Roberta Skrzpczaka „Wiara i seks. Jan Paweł II o małżeństwie i rodzinie”. Autor przeciwstawia prądom umysłowym, redukującym życie człowieka do wymiaru czysto biologicznego, wizję osoby zdolnej do relacji z drugim człowiekiem, do szczerej miłości i poświęcenia. Przy okazji ociera postać św. Jana Pawła II z kremówkowego lukru, spod którego w całej swojej przenikliwości, głębi wrażliwości wyłania się „papież rodziny”. ann Publikacja dostępna na stronie:
WINA NIEMIEC. Zbrodnia na Ulmach bez kary. Sprawca dożył starości! Burmistrz Esens przyznaje: Nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Historia polskiej rodziny Ulmów z Markowej jest niezwykle dramatyczna, ma też związek z położonym w Dolnej Saksonii miastem Esens. W 1944 roku żandarm Eilert Dieken w okupowanej przez
Książki The Facto Oszczędzasz 14,18 zł (32% Rabatu) Wysyłka: 1-2 dni robocze+ czas dostawy Opis Najbardziej wyczekiwana książka ostatnich lat. O Lechu i Marii Kaczyńskich opowiada ich córka. To przede wszystkim historia wielkiej, czułej miłości. Poza tym to saga rodzinna dowiemy się z niej, jakim ojcem i dziadkiem był Prezydent RP i jakie ubranka dla lalek szyła Pierwsza Dama. Ale Marta Kaczyńska nie unika też tematów politycznych. Opowiada o dawnych przyjaciołach ojca, którzy stali się jego wrogami. I kreśli portret Lecha Kaczyńskiego jako wizjonerskiego męża stanu. Szczególnie poruszające są wspomnienia Autorki z tragicznego kwietnia 2010 roku. Książkę ilustruje ponad 120 unikatowych zdjęć, głównie z prywatnego archiwum Marty Kaczyńskiej. Inne propozycje autorów - Kaczyńska Marta, Łosiewicz Dorota Podobne z kategorii - Książki Darmowa dostawa od 199 zł Rabaty do 45% non stop Ponad 200 tys. produktów Bezpieczne zakupy Informujemy, iż do celów statystycznych, analitycznych, personalizacji reklam i przedstawianych ofert oraz celów związanych z bezpieczeństwem naszego sklepu, aby zapewnić przyjemne wrażenia podczas przeglądania naszego serwis korzystamy z plików cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień przeglądarki lub zastosowania funkcjonalności rezygnacji opisanych w Polityce Prywatności oznacza, że pliki cookies będą zapisywane na urządzeniu, z którego korzystasz. Więcej informacji znajdziesz tutaj: Polityka prywatności. Rozumiem
SKUHcP.